Sakramenty i rytuały

Sakramenty i ich znaczenie w czasach kryzysu duchowego

Sakramenty i ich znaczenie w czasach kryzysu duchowego

Sakramenty – ratunek dla duszy, gdy świat się wali

Był taki dzień w moim życiu, kiedy dosłownie nie miałem siły wstać z łóżka. Wypalenie zawodowe, problemy rodzinne i poczucie bezsensu – wszystko naraz. Wtedy stara sąsiadka, widząc mój stan, zaproponowała: Chodź ze mną do kościoła, nie po to żebyś uwierzył, ale żebyś po prostu był. Poszedłem. I tam, w półmroku kaplicy, podczas Mszy, poczułem coś dziwnego – jakbym dostał kolejny oddech. To były sakramenty w akcji – nie spektakularne, ale konkretne w swoim działaniu.

Takich historii jest tysiące. Sakramenty to nie magia, ale doświadczenie obecności Boga właśnie wtedy, gdy najbardziej się tego potrzebuje. Jak działa ta duchowa pierwsza pomoc?

Komunia – pokarm na czas głodu

Znam przedsiębiorcę z Poznania, który mimo że prowadzi dużą firmę, nigdy nie opuszcza porannej Mszy w dni robocze. To mój biznesplan – żartuje. Ale gdy rozmawiamy dłużej, wyznaje: Gdy trzy lata temu straciłem największego kontrahenta i musiałem zwolnić połowę załogi, tylko te kilka minut przed Najświętszym Sakramentem dawało mi siłę, żeby nie spanikować.

Dziś psychologowie potwierdzają: regularni bywalcy kościołów mają średnio niższy poziom kortyzolu (hormonu stresu) i lepiej radzą sobie z kryzysami. To nie przypadek. Eucharystia to nie tylko chleb – to spotkanie z Kimś, kto mówi: Nie jesteś sam w tym chaosie. W pandemii, gdy kościoły były zamknięte, wielu odkryło, jak bardzo brakowało im właśnie tego prostego rytuału dzielenia się hostią.

Spowiedź – gabinet terapeutyczny za darmo

Mój kolega, dyrektor w korporacji, ma w kalendarzu wpisane co dwa tygodnie spotkanie z J. – tak koduje wizytę u swojego spowiednika. W pracy muszę udawać twardziela, a tutaj mogę przyznać, że się boję, że nie daję rady – wyznaje. I dodaje z uśmiechem: Nie wiem, czy Bóg mi wybacza, ale samo wyznanie na głos tego, co siedzi w środku, działa lepiej niż najdroższy coaching.

W erze Instagramowych perfekcyjnych żyć, spowiedź to miejsce brutalnie prawdziwe. Nie ma tu filtrów, nie da się usunąć niekorzystnego fragmentu. I właśnie ta szczerość przynosi ulgę. Nie bez powodu w dużych miastach konfesjonały w kościołach przy biznesowych dzielnicach mają najdłuższe kolejki w piątkowe popołudnia.

Namaszczenie chorych – gdy lekarze rozkładają ręce

W hospicjum w Gdańsku jest taka siostra zakonna, która mówi: Najpierw proszę pielęgniarkę o morfinę, potem księdza o namaszczenie – obydwa są potrzebne. Widziałem, jak po tym sakramencie ludzie, którzy wcześniej płakali z bólu i strachu, nagle znajdują w sobie pokój. To niesamowite, bo fizycznie nic się nie zmienia – rak dalej niszczy ciało, ale dusza przestaje się tak mocno bronić.

Wbrew obiegowej opinii, namaszczenie nie jest ostatnim namaszczeniem. Coraz więcej młodych ludzi prosi o nie przed trudnymi operacjami czy w trakcie leczenia depresji. Jak mówi pewien kardiolog z Warszawy: Czasem widzę, że pacjent po wizycie kapłana lepiej reaguje na terapię. To nie cud, po prostu stres mniej go niszczy.

Żyjemy w czasach, gdzie każdy problem ma swoją tabletkę, aplikację czy terapię. A sakramenty są jak te staroświeckie narzędzia w szufladzie dziadka – niby proste, ale w kryzysie okazują się niezawodne. Nie obiecują, że będzie łatwiej, ale że nie zostaniemy sami. I to często wystarcza, żeby przetrwać najgorsze.

Może warto spróbować? Nawet jeśli ostatni raz w kościele byłeś na bierzmowaniu. Bo sakramenty to nie nagroda dla świętych, ale apteczka dla zabłąkanych.

Udostępnij

O autorze